Pisałem już o egzaminach, o konieczności znajomości zasad, kryteriów i satysfakcji zdania egzaminu.
Czasem zdarza się tak, że idziesz na egzamin i dostajesz informację zwrotną, że jeszcze brakuje do osiągnięcia danego poziomu czy kwalifikacji na dany etap.
Pytanie czy jest to sprawiedliwe, czy jest to adekwatne do oczekiwań i praktycznego uzasdnienia egzaminu? Pytanie jak do egzaminu podchodzi zdający, jak postrzegany jest egzaminator? Jaka jest jego rola, funkcja i efekt edukacyjny samego egzaminu?
Moim zdaniem (i mam nadzieję nie tylko moim) egzamin powinien być najważniejszą lekcją przed osiągnięciem kolejnego etapu zdolności. Każdy z nas, ludzi popełnia błędy, a egzamin, poza tym, że je wykryje, powinien je korygować i wzmacniać poprawne zachowania, tak by przy egzaminie końcowym – stanowić jedynie potwierdzenie zdobytych umiejętności.
Do egzaminu – uczeń powinien podchodzić z taką pewnością, jak do każdego codziennego elementu życia, nie z nadzieją, że się przyślizgnie, a z pewnością, że każdy kolejny krok prowadzi do wejścia na kolejny stpień schodów życia.
Czasem zatem lekcja powinna być egzaminem, a egzamin lekcją, tak by minimalizować stres ucznia i podnosić jego pewność siebie. Nauczyciel i/lub egzaminator nie powinien wzbudzać negatywnych emocji a powodować i wywoływać te dobre uczucia euforii, endorfiny, serotoniny, dopaminy. Egzamin powinien być nagrodą, a nie karą….
Czy czujesz tę różnicę?
Czy jesteś w stanie pojąć czym pownien być końcowy egzamin?
Powinien być nagrodą za Twoją pracę, a nie szansą na oszukanie egzaminatora.