Piniądze – są ważne w życiu o tyle, ze możesz za nie kupić jedzenie, opłacić mieszkanie i zapewnić sobie niezbędne minimum życiowe.
Pamiętam, zawsze w szkole poruszany był temat – „Być czy mieć?”. Oczywiście wszyscy pisali, ze oczywiście być, po czym patrząc teraz, większość wolałaby mieć….
Mój stosunek do tego tematu jest ambiwalentny – tak jak wspomniałem – niezbędne minimum musi być zapewnione, z drugiej jednak strony, na jakim poziomie powinno być? I czy na prawdę musimy dążyć do budowania materialnego imperium? Przecież i tak ziemia wszystko wciągnie, bogobojni katolicy pójdą do nieba, Muzułmanie do raju a Hindusi się zreinkarnują w jakieś miłe stworzonko (które nie będzie za bardzo miało gdzie żyć na naszej planecie)…..
Rozejrzyj się, popatrz, pomyśl (nie za dużo bo to też źle) – czy na pewno już nie jesteś bogaty? I nie powinieneś się cieszyć życiem?
Tak np. wygląda życie w Gwinei w Afryce zachodniej – w stolicy – KONAKRY (fot. – jak zwykle własne) – pod zdjęciami relacja z Pierwszej Wyprawy do Gwinei:
Sklep spożywczy:

Sklep z butami:

Sprzedaż bezpośrednia:

Stadion Narodowy:
Toaleta:
Uliczka blisko centrum w stolicy:

Woda pitna:

Dom w stolicy:

Dom w stolicy nr 2:
Autobus:

Tutaj garść moich zapisków dla potomnych z podróży:
Witam serdecznie
OSU! 😉
Jako, że piszę znaczy, że jeszcze żyję….. Nie jest źle, ale na wakacje polecam inne miejsca, np. Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie 😉 – czyściej, milej, bezpieczniej…. 😉
Przesyłam pierwszą porcję wrażeń z Gwinei:
– nie wiem dlaczego u nas nie ma lotniska w Świdniku? Tutaj wystarczyło trochę betonu, tak na oko 2 km 1 pas! plus kilka budynków i śmiało AIRBUS 330 (330 pasażerów) siada i odlatuje 2 x dziennie do Paryża i w drugą stronę do FreeTown w Sierra Leone 😉
– zapewniam Was z ręką na sercu, ze po Polsce wcale nie jeżdżą gruchoty, nie ma u nas również słabych dróg, a korki w Lublinie to jedynie złudzenie…… Oczywiście u nas nie ma również brudnych ulic jakby ktoś miał wątpliwości. W sródmieściu są drogi gruntowe….. oczywiście w Conakry
– 2 mln ludzi – samochody od starej Dacii po Hummery i Range Rovery Sport, wszystko co kto chce, każdy jedzie jak chce, nie ma świateł na skrzyżowaniach bo po co, widziałem kilka znaków drogowych, większy ma pierwszeństwo. Klaksonu używa się średnio raz na 20 sekund…… a i kozy chodzą po ulicach.
– najładniejsza ulica jaką widziałem wygląda jak Krochmalna przed remontem ;-), a większość miasta jak osiedle slumsów za Politechniką Lubelską (okolice Wpaiennej) sprzed 20 lat….
– jest kilka ładnych budynków oczywiście za murami z drutem kolczastym….
– ceny? Hotel kosmos – śniadanie 30$ (dobrze, żę Kaśka dała mi konserwy dziękują), piwo 30$ (napiję się w domu, wytrzymam 😉 ), za to można zjeść w kolegami w pracy obiad za 2$-3$ !!!! W restauracji na mieście już trochę drożej ale nadal 7$. Woda butelkowana w przystępnej cenie 6×1,5l za 4$.
– ludzie? w pracy bardzo mili, modlą się parę razy na dywaniku bo to Muzłumanie, ale w porządku, w hotelu wszyscy proponują usługi masażu i inne, nie korzystałem i na razie nie mam zamiaru…. w pracy spoko na sali technicznej pierwszego dnia 20 Gwinejczyków, jeden kolega z Mail i dwóch Chińczyków z Huawei….. 😉
– żołnierze policja i służba mundurowa to chyba z 1/3 obywateli…… dobrze, że nie wszyscy mają karabiny 😉 zdjęć na razie zbyt dużo nie mam, bo nie wolno robić fotografii służbom mundurowym ani ich budynkom…. ale trochę materiału będzie.
– bezpieczeństwo? w pracy OK, wożą mnie wszędzie, nie czułbym się zbyt pewnie na ulicach tutaj….. ale to dopiero środa 😉 zobaczymy co dalej.
Generalnie na razie wyjazd udany, jestem bardzo zadowolony, mam nadzieję, ze będzie co najmniej tak fajnie jak teraz 😉
P.S. Szkoda, że nie ma klubu Karate Kyokushin…… ale trudno niech żałują.
Pozdrawiam
—
Dominik
Cóż pora na telesfora, czyli druga część wrażeń z Wizyty W Gwinei.
Dzisiaj piątek i normalnie jakby jakieś inne miasto zobaczyłem, śmieci pozbierane na kupki, piach zamieciony. Myślę, sobie, że już przywykłem i zaczyna mi się tu podobać.
Ale później sobie przypomniałem, że dzisiaj święto u Muzłumanów i dlatego tak wszyscy ładnie wyglądają, nałożyli w pracy swoje stroje regionalne ;-). Nawet mniej trąbii na ulicach. A kierowca był tak uprzejmy, ze mnie przewiózł jakimiś ładniejszymi ulicami, nie wiem czym sobie mogłem na to zasłużyć bo nie mogę się z nim za nic dogadać.
W każdym razie zadziwia mnie to, ze wszyscy są (a przynajmniej wyglądają albo udają ) na zadowolonych z życia, przynajmniej tak mówią. Nie narzekają na biedę brud ubóstwo ani na rząd. Może warto by się od nich czegoś nauczyć?
Ha więc pora do wora. Trzeba iść spać bo jutro jeszcze z rana do pracy, a później kolega mnie oprowadzi po śródmieściu 8-D.
Więc jakbym się nie odzywał to wiecie gdzie mnie szukać 😉
Pozdrawiam
Dominik
Hejka Wszystkim,
Mam chwilę wolnego, więc podzielę się z Wami wrażeniami z dnia wczorajszego.
Pierwszą ważną czynnością było udanie się do pracy, kolega Ibrahimasory poprosił o więcej pomiarów, więc cóż dałem się namówić na nadgodziny…..
Nie było tak źle, bo przynajmniej zobaczyłem trochę miasta, dom Prezydenta i parę lokalizacji Orange.
Na obiad zamiast frytek (ziemniaki wyszły) dostałem banana w plasterkach smażonego w głębokim oleju, z rybą i sosem pomidorowym. Byłem tak głodny, że nawet nie przyszło mi do głowy pomyśleć, że to może niejadalne. I dobrze zrobiłem, bo ku mojemu zdziwieniu było naprawdę pycha….
A później się już zrobiło późno. Jak to piszą w internecie lepiej po zmroku po Conakry nie chodzić, cóż było zrobić, trzeba było iść ;-). Kolegów do obstawy miałem dwóch obaj na imię Ibrahimasory, zatem nie było problemów z rozróżnieniem ;-). Wyruszyliśmy w miesto o 20:00 (tu już ciemno jest o 19:00), najpierw rundka po ulicach stolicy, w nocy nawet całkiem całkiem…. Później w jakąś boczną uliczkę i poczułem się prawie jak nad Białym Jeziorem na miasteczku, budki z piwem, grile wystawione na zewnątrz (że niby można coś do jedzenia kupić), masa ludzi, dzieci, samochodów i motocykli…. Jedyne co biło to zapachy ;-), ale tego Wam nie pokażę.
Pokręciliśmy się trochę po okolicy i przyszła pora na przejażdżkę taksą. Na każdym skrzyżowaniu stoi na ulicy kilka osób i czeka na taksę, które podjeżdżają i zabierają łebków po drodze żeby nie mieć pustych przebiegów 😉
Dosiedliśmy się we trzech do niewiemcozagrata (osobówka zwykła 5 os.) gdzie już było 4 osoby z kierowcą, ale co tam nie takie rzeczy się robiło za młodu i dawaj w trasę. Zapach przepalanego oleju, współpraca wszystkich części w silniku i zawieszeniu, tego się nie da opisać 8-D. Po kilku minutach wysiedliśmy i udaliśmy się do kluby (w ogródku) gdzie odbywają się koncerty miejscowych artystów.
Pierwszy przynudzał trochę, coś tam recytował, po ichniemu podśpiewywał, a my zajęliśmy się konsumpcją miejscowego piwa i fanty (Ibrahimasory nr 1 nie pije bo mu religia zabrania) oraz spożywania smażonej ryby z oceanu z jakąś kaszą.
Druga kapela to dwaj Albinosi – tacy murzyni, ale biali z białymi włosami. Nie wiem czy to jakaś wada genetyczna czy przygoda mamusi, ale co tam. Na moje (nie)szczęście wyczaili mnie jak sobie siedzę i musiałem z nimi odtańczyć na scenie taniec regionalny ;-0. Kolega nagrał jutro mi przegra ;-). Po występie i przesłuchaniu jeszcze kilku kawałków udaliśmy się z powrotem kolejną taksą na doczepkę z powrotem do centrum.
Tutaj jeszcze tylko disco w miejscowym night clubie – było bardziej czekoladowo niż u nas w „Czekoladzie” i do hotelu kolejną taksą.
A tu proszę – wybory Miss Guinea 2011 się kończyły i miałem okazję się spotkać w drzwiach z finalistkami…. Niczego sobie. I tak to zakończyłem wieczorną przygodę o 01:00 miejscowego czasu. Ufff! warto było!
Pozdrawiam
Dominik