Bardzo się cieszę, że robiłem w życiu wiele rzeczy, istotnych i tych błahych. Dobrych i takich co to się ciężko nimi pochwalić. Cieszę się, bo z upływem życia nie ma na nie miejsca albo czasu, albo obu tych czynników na raz. A teraz proszę, gdzie się nie zwrócę, okazuje się, że to czy tamto doświadczenie przydaje się do nawiązania nici porozumienia z różnymi, nowo poznanymi ludźmi. Jak przekonały mnie ostatnie miesiące i potwierdziły moje wcześniejsze przemyślenia (o których możecie sobie poczytać), że bardzo kusząca jest praca tylko na mocnych stronach i bycie świetnym specjalistą w wąskim zakresie. Tylko może się właśnie okazać, że gałąź na której siedzisz łamie się z takich czy innych przyczyn. Czasem ze starości, czasem ktoś rozmyślnie ją utnie, a innym razem może nastąpić przypadek i nagle twoje miejsce w ekosystemie znika z niewyjaśnionych przyczyn. I jeśli stałeś na dwóch nogach i jednej zabraknie, masz jakieś szanse na w miarę miękkie lądowanie.
Ostatnio czytałem, że esencjonaliści skupiają się na niewielu rzeczach i starają się je pielęgnować i nie sposób nie zgodzić się z rozsądkiem takiego podejścia, chyba, że ktoś jest w gorącej wodzie kąpany i musi zmieniać bodźce by zadowolić swoje wnętrze. Oczywiście wszystko ma swoje granice i chcąc nie chcąc nie da się niestety wszystkiego spróbować bo doby nie rozciągniemy, ale zbyt wiele chcemy wiedzieć zanim zaczniemy działać. Ja uwielbiam działać. Uwielbiam też marzyć, myśleć i planować, ale to działanie przynosi mi większą frajdę i satysfakcję. Nie zawsze tak było. Pamiętam, w latach zerówki czy pierwszych klas podstawówki wstydziłem się, obawiałem i nie chciałem zmieniać tego co było wokół…. Pewnie dlatego, że nosiłem okulary i często bylem wyśmiewany przez rówiesników, co potęgowało niechęć nawet do chodzenia do szkoły. Jak to mówią czym skorupka nasiąknie… – teraz też się wielu rzeczy boję, obawiam próbować nowości i zmian, ale zdołałem przez te lata zbudować w sobie coś co pozwala mi nad tym strachem zapanować i wykorzystać go do swoich celów. Wszystko to przyszło w zasadzie nieświadomie, pomału, dzięki wielu zbiegom okoliczności, ale także świadomym działaniom. Dużo dała mi wiara ludzi w moje możliwości i informacja zwrotna – głównie ta dobra (w którą nie do końca zawsze wierzyłem), jak i ta szczera, prawdziwa, twarda i niewygodna. Tak. Czasem czegoś zabraknie żeby zadziałać jak by się chciało, a czasem po prostu nie ma na to chęci, choć wiele jest w zasięgu ręki.
Dzisiaj moja bańka znowu się skurczyła, poczułem się mały i bezradny w otaczającym świecie. Dzień Świstaka. Kolejny tydzień paranoicznego siedzenia w zamknięciu z powodu nie wiadomo czy prawdziwego zagrożenia, które jeszcze poprawiłem zalewając sobie niechcący udo wrzątkiem 10 dni temu. Na szczęście mam już wypracowane schematy działania w przypadkach dołka psychicznego. Na szczęście otaczają mnie odpowiednie osoby, miłość, przyjaźń i spokój wewnętrzny. Wiem, że ten koszmar się kończy, już widzę światełko w tunelu i po kolejnym spowolnieniu można zacząć przyspieszać i korzystać z życia pełną gębą. Nie ma się przecież co martwić na zapas. Są tacy dookoła, którzy na pewno zaleją nas powodami do zmartwień, ale nie mam zamiaru tym przejmować.