Bzdura goni bzdurę. Sprzeczność celów, sprzeczność potrzeb, decyzji i komunikacji. To nie absurd. To normalność.
Konflikt interesów, waga jednostki i kiesa uprzywilejowanych to chleb dnia powszedniego. Krótka kołderka budżetu wyłazi na każdym kroku, w szczególności kiedy „winter is coming”. Aby dać komuś, innemu trzeba zabrać, albo co ładniej wygląda, namówić go by oddał coś z własnej woli. Poświęcił czas, uwagę, środki na wyższy cel. W imię dobra słabszych, natchnionych, błogosławionych czy potrzebujących. A im któś (sic) mniej robotny acz zdatny tym bardziej potrzebujący, a społeczeństwo (poprzez swoich przedstawicieli wybranych w drodze głosowania poprzez wszystkich uprawnionych) kreuje coraz więcej potrzeb i wspiera natchnionych do dalszego żerowania. A jak ktoś już pojawi się na żerowisku, to żeruje, bo co innego miałby tam robić? Nakłaniać by odwrócić dojną krowę ogonem do góry? Przecież strażnicy ładu zadbają o to by wywrotowiec doznał olśnienia i oświecenia, które może skończyć się w najlepszym przypadku ośmieszeniem, załamaniem nerwowym i zniesławieniem.
Zdziwienie tym większe, im dalej w to brniemy, ale brniemy dalej , mamy już błoto po pas, za chwilę już nie będzie odwrotu, ale z tyłu pchają nas tłumy, być może uda się nielicznym przejść po trupach suchą nogą i nie będą to Ci którzy walczą o dobro na pierwszej linii, bo oni, jak zwykle, spisani są na straty. Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą w imię kilku słów, które straciły swą pierwotną wartość a są jedynie przykrywką do interesów.